Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ryzykowna gra

Treść

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Z Pawłem Poprawą, ekspertem Instytutu Studiów Energetycznych ds. gazu, rozmawia Małgorzata Goss 

Polska importuje z Rosji około 9-10 mld m sześc. gazu rocznie. Jaką drogą surowiec dociera do Polski ?

– Około 40 proc. gazu płynie przez Ukrainę, a 60 proc. przez Białoruś gazociągiem jamalskim. To się oczywiście zmienia w czasie, ale więcej gazu idzie przez Jamał niż przez Ukrainę.

Po ewentualnym wprowadzeniu sankcji przez Ukrainę w postaci zablokowania tranzytu rosyjskiego gazu Polska znajdzie się wśród krajów, które na tym ucierpią. Portal górniczy Nettg.pl podaje, że jesteśmy w stanie do 7,5 mld m sześc. gazu sprowadzić z Zachodu – 5,5 mld m sześc. w ramach rewersu fizycznego na Jamale, 1,5 mld m sześc. przez połączenie w Lasowie z Niemcami i 0,5 mld m sześc. przez interlokutor z Czechami w Cieszynie. Wobec tego nic nam nie grozi?

– Wyjaśnijmy najpierw, co to jest rewers. Otóż tzw. wirtualny rewers polega na tym, że Rosja sprzedaje gaz np. Niemcom, a oni odsprzedają nam, ale ten gaz nie płynie z Niemiec do Polski, tylko bezpośrednio z Rosji do nas. Natomiast przy rewersie fizycznym gaz musi z Zachodu popłynąć do Polski. W razie zatrzymania przesyłu gazociągiem ukraińskim Polsce zabraknie pokrycia na poziomie 25 proc. konsumpcji gazu. Ponad 2 mld m sześc. mamy w magazynach. Żeby uzupełnić brakujący wolumen z Zachodu, trzeba mieć nie tylko techniczne możliwości, całą infrastrukturę transportową, ale jeszcze trzeba ten gaz zakontraktować, znaleźć dostawcę. O to trzeba zadbać z wyprzedzeniem, tego się nie zrobi z dnia na dzień, gdy już wybuchnie kryzys. Przez Ukrainę płynie rocznie około 80 mld m sześc. gazu do Unii Europejskiej. Gdyby nagle przesył został zatrzymany, to wszystkie kraje UE znalazłyby się w kryzysie, zwłaszcza te z południowej i środkowej Europy. Trudno byłoby w takim momencie zakontraktować nowe dostawy gazu, bo wszyscy naraz mieliby ten sam problem. Łatwo jest powiedzieć, że możemy kilka miliardów metrów sześciennych ściągnąć z Zachodu, ale na to trzeba się przygotować z wyprzedzeniem.

W UE jest obecnie tak, że jeśli np. zakontraktujemy gaz w Norwegii, to nie musimy mieć do Norwegii gazociągu, wystarczy interkonektor od zachodu – z Niemcami i od południa – z Czechami, żeby ten gaz sprowadzić. Możemy go także sprowadzić drogą morską do portu w Rotterdamie, a dalej gazociągami. Praktycznie wygląda to tak, że jeśli kupimy gaz od Norwegów, to wcale nie musi to być norweski gaz, lecz operatorzy europejscy dostarczą nam odpowiednią ilość gazu w sposób najbardziej efektywny pod kątem transportu. Operatorzy przesyłu optymalizują tego rodzaju transakcje gazowe. Gaz z poszczególnych złóż może się nieco różnić np. pod względem zawartości siarkowodoru, ale dla potrzeb przesyłu jest on standaryzowany.

Gaz norweski jest droższy od rosyjskiego?

– To już przeszłość. W warunkach europejskich mamy wolny rynek gazu i giełdy gazu, więc ceny gazu norweskiego i rosyjskiego nie odbiegają znacząco od siebie. W Polsce natomiast wciąż mamy rynek regulowany i specjalne, długoterminowe kontrakty z Rosją. Gaz norweski na pewno jest tańszy niż gaz rosyjski po cenach narzuconych przez Gazprom krajom naszego regionu.

To dlaczego zamiast przymierzać się do renegocjacji kontraktu jamalskiego w 2019 r., nie przestawimy się na gaz norweski?

– Przy naszej skali zapotrzebowania byłoby to możliwe, ale już nie w przypadku całej Unii. Pamiętamy, że zasoby norweskie się wyczerpują. Nasze potrzeby gazowe są stosunkowo nieduże. Można to pokazać na przykładzie Ukrainy. Ukraina ma 45 mln ludzi, o 5 mln więcej niż Polska, tymczasem my konsumujemy 15 mld m sześc. gazu rocznie, a Ukraina – 50 mld m sześciennych. To pokazuje, jak malutkim jesteśmy konsumentem gazu. Jesteśmy krajem zdominowanym przez węgiel, gaz ma niewielki udział w naszym miksie energetycznym.

Dlaczego Ukraina grozi Rosji sank- cjami gazowymi, skoro sankcje uderzą w stolice zachodnie, a jej samej przyniosą rocznie 7 mld dol. strat? Czy chodzi o biznes – przejęcie roli pośrednika w handlu gazem, czy o politykę?

– Ukraina ma dość dramatyczną sytuację, która się ujawni tej jesieni. Mianowicie od kilku miesięcy nie otrzymuje gazu z Rosji, a konsumpcję gazu pokrywa z własnych ogromnych magazynów. Te zapasy skończą się około listopada. Ukraińcy nie mają zapewnionych alternatywnych dostaw. Bardzo liczyli na transport z Zachodu, przez Słowację, ale Słowacja, zaszantażowana przez Gazprom, wycofała się z tego projektu. Ukraina musi znaleźć sojuszników w konflikcie z Rosją, bo sama nie ma żadnych argumentów. Tymi sojusznikami są zachodni konsumenci, którzy mogą zostać postraszeni przerwaniem dostaw gazu. Chodzi o to, aby konsumenci zachodni, zwłaszcza Niem- cy, wstawili się za Ukrainą.

Ukraińcy chcą umiędzynarodowić swój konflikt gazowy z Rosją?

– Otóż to. Ale ta gra jest bardzo ryzykowna, bo mają też wiele do stracenia. Wygrają, jeśli Zachód, zagrożony przerwaniem dostaw gazu, zacznie tupać na Rosję. Ale istnieje też ryzyko, że Zachód uzna, iż problemem jest Ukraina, a nie Rosja – i postanowi odblokować budowę gazociągu South Stream, który dostarczy gaz do Europy z ominięciem terytorium Ukrainy. Wtedy Ukraina zostanie kompletnie zmarginalizowana i postawiona w sytuacji „jeden na jednego” z Rosją. Zielone światło dla South Streamu oznaczałoby też marginalizację Polski i innych krajów tranzytowych Europy Środkowej. Ukraina, podobnie jak Polska, jest dziwnym krajem, jeśli chodzi o kwestie gazowe. Przez oba kraje przechodzi tranzyt gazu na ogromną skalę ze wschodu na zachód, i oba nie korzystają z tego finansowo. Po upadku komunizmu zawarte zostały umowy, w których oba kraje zgodziły się pozbawić opłat za transport gazu przez ich terytorium. Rosja płaci za tranzyt gazu. Dlatego drugim celem Ukrainy w rozgrywce z Rosją jest to, aby zacząć pobierać opłaty tranzytowe. Dla przykładu 10 lat temu Ukraina konsumowała znacznie więcej gazu, około 80 mld m sześc. rocznie, a w tym czasie dostawała od Rosji 17 mld m sześc. tytułem zapłaty za tranzyt gazu na Zachód. Przy obecnej skali przepływu – 80 mld m sześc. gazu, który idzie na Zachód – Ukraina może spokojnie zażądać opłaty w wysokości ok. 10 proc., tj. 8-10 mld m sześc. gazu.

Ukraińcy chcą, aby gaz odbierany był przez Zachód na granicy rosyjsko-ukraińskiej. A zatem wniesienie opłaty tranzytowej należałoby do krajów Unii Europejskiej, a nie do Rosji?

– Sądzę, że tak. Drugi cel Ukrainy ma charakter strategiczny. Obecnie niemiecka firma, która handluje gazem, kupuje surowiec od Rosji, strona rosyjska dostarcza go do granicy Ukrainy z UE, kontraktując sobie operatorów przesyłowych, z którymi się rozlicza. Ukraina chce to zmienić. Chce sama rozliczać tranzyt z europejskimi kontrahentami, związać się z Europą, z którą czuje się bezpieczniej.

Jakie znaczenie dla tego projektu ma informacja podana przez portal Biznes Alert, że austriacki partner Gazpromu przy budowie South Stream – OMV zapowiedział, że w razie przerwania dostaw gazu przez Ukrainę nie pomoże w odbiorze gazu na granicy ukraińsko-rosyjskiej?

– OMV i Austria bardzo sprzyjają polityce Gazpromu w Europie. W wielu krajach Europy Zachodniej, np. W Niemczech, Holandii, we Włoszech, w Austrii przeważa myślenie, że Rosja ma swoje interesy polityczne tylko w Europie Wschodniej, ale ich to nie dotyka. Rosja jest dla nich dostawcą gazu, który – na poziomie biznesowym – daje rozsądne ceny, więc przymykają oko na ryzyko polityczne. Austria dość konsekwentnie zachowuje się pod tym względem, np. w szczycie kryzysu krymskiego podpisywano tam kontrakty na budowę South Stream. Jest szereg podmiotów w Europie Zachodniej, które od lat robią interesy z Rosją, dobrze na tym wychodzą, i nie chcą z nich zrezygnować. Nie interesuje ich, jaką cenę zapłacą Ukraina czy Polska. Liczą, że Rosja ograniczy strefę wpływów do krajów dawnego bloku sowieckiego i nie odważy się stosować szantażu gazowego wobec Europy Zachodniej.

Co będzie dalej, skoro Ukraina wciągnęła do rozgrywki kraje unijne?

– Są dwa skrajne scenariusze. Scenariusz optymalny dla Polski zakłada, że pod wpływem braku dostaw gazu nastąpi przełom w sposobie myślenia po stronie niemieckiej, włoskiej, austriackiej. Gdyby UE twardo postawiła sprawę, Rosja musiałaby przyjąć każde warunki. Eksport surowców, głównie ropy i gazu, jest podstawą struktury dochodów Rosji, a głównym ich odbiorcą jest Unia Europejska. Jeśli ta ostatnia zdecydowałaby się zmniejszać wolumen gazu i ropy z Rosji, to państwo rosyjskie w obecnej strukturze nie może przetrwać. Unia już tę przewagę wykorzystuje, stanowczo wymuszając na Rosji normalne biznesowe działania, np. zniesienie zakazu reeksportu, który Gazprom wpisuje do zawieranych kontraktów.

Komisja Europejska niewiele może na tym polu, bo unijne firmy same zawierają kontrakty z Gazpromem.

– Duże firmy z Włoch, Niemiec czy Austrii są absolutnie przeciwne jakimkolwiek zmianom w relacjach z Rosją. Możliwe zatem, że zakłócenia dostaw przez Ukrainę wykorzystają jako argument za budową South Stream. Każdy scenariusz jest w tej chwili możliwy, obawiam się, że ten drugi nawet bardziej. Ukraina znajdzie się w kompletnej desperacji, gdy przyjdzie zima, a w listopadzie czy grudniu skończą się zapasy gazu w magazynach. Nie będzie miała dostaw, a jednocześnie przez jej terytorium będzie płynął tranzytem gaz do Polski, Rumunii i innych krajów regionu. Jest więcej niż pewne, że Ukraina zacznie podbierać gaz, a wtedy konflikt na pewno się zaogni.

Jak Polska może się zabezpieczyć? Czy nie przerzucić całego przesyłu gazu dla Polski na gazociąg jamalski przez Białoruś, którym płynie gaz do Niemiec?

– Są pewne ograniczenia. Zawsze można zwiększyć przesył Jamałem, ale to nie skompensuje tego, co odbieramy przez Ukrainę. Co natomiast zdecydowanie powinniśmy zrobić, to po pierwsze – rozbudowywać interkonektory z Europą Zachodnią i zapewnić sobie stałe, systematyczne dostawy z Zachodu. Po drugie – jak najszybciej zakończyć budowę terminalu LNG i zakontraktować dla niego dostawy gazu skroplonego. Gazoport w przyszłym roku ma odebrać tylko 1,2 czy 1,5 mld m sześc. surowca w ramach kontraktu z Katarczykami, a jego możliwości odbioru mają sięgać 5 mld m sześc., z perspektywą rozszerzenia do 7 mld m sześciennych. Jeśli do 5-7 mld m sześc. LNG dodamy krajowe wydobycie ze złóż konwencjonalnych, to będziemy w stanie zastąpić gaz z Rosji. Rosyjski gaz nie ma już dla nas żadnych zalet, jest dla nas droższy od zachodniego i obarczony wysoką ceną polityczną.

Jeśli jednak odetniemy się od gazu rosyjskiego, to gaz reeksportowany z Zachodu jako źródło bezalternatywne stanie się droższy i będzie obniżał konkurencyjność polskiej gospodarki.

– Metr sześcienny gazu na giełdach europejskich kosztuje około 360 dol. plus koszt transportu. Tymczasem Gazpromowi płacimy 400-480 dol. za m sześcienny. Gaz kupowany na giełdach europejskich po cenie rynkowej będzie tańszy niż zakontraktowany od Gazpromu.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Goss
Nasz Dziennik, 20 sierpnia 2014

Autor: mj