Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powiernicy WSI

Treść

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Z Maciejem Lew-Mirskim, prawnikiem, członkiem komisji weryfikacyjnej WSI i współtwórcą Służby Kontrwywiadu Wojskowego, rozmawia Maciej Walaszczyk

Na jaki efekt była obliczona publikacja „Wprost”? To kilkanaście stron, w tym reprodukcje rzekomych tajnych dokumentów z sugestią, że służyły one do napisania aneksu do raportu z likwidacji WSI i były jego fragmentami.

– Tak twierdzą autorzy tych publikacji i mają one – jak rozumiem – sprawić, że będą bardziej atrakcyjne dla czytelnika. Tymczasem w tekstach tych nie ma nic, co nie ukazałoby się dotychczas w mediach.

Ale na pewno dzięki anonsowaniu ich jako tajnych sprawą zajęła się od razu prokuratura.

– To już jest osobna kategoria, dlatego że w sprawie tych przestępstw, które były utrwalone na nagraniach z podsłuchów polityków i urzędników, które gazeta publikowała, prokuratura zwlekała z wszczęciem śledztwa. W tym zaś przypadku, nie mając dostępu do żadnych dokumentów i materiałów, a tylko drukowaną wersję tygodnika, prokuratura natychmiast podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa.

To są rzeczywiście materiały ściśle tajne?

– Ten nagle wyciągnięty z kapelusza dokument, który rzekomo powstał w komisji weryfikacyjnej 7 lat temu, równie dobrze mógł powstać 7 dni temu na komputerze jakiegoś żołnierza WSI, który przyniósł go do redakcji „Wprost”. WSI wielokrotnie skutecznie manipulowały mediami i wiedzą, jak to skutecznie robić. Mogę ujawnić, że była tam nawet specjalna grupa odpowiedzialna za takie działania. Zastanawia mnie jedynie, kto złapie się na tak ordynarny numer i uwierzy, że przez 7 lat ktoś przetrzymywał ten materiał i nagle postanowił przekazać go redakcji „Wprost”. Wokół Antoniego Macierewicza i komisji weryfikacyjnej przetaczały się kolejne burze, prowadzono śledztwa w sprawie rzekomych przecieków i nikt nie zdobył się na pokazanie tego dokumentu?

Co więc chciano osiągnąć poprzez tę publikację?

– Wydaje się, że chodziło o efekt długofalowy i należy na to wszystko patrzeć w kontekście kampanii prezydenckiej, jaka będzie miała miejsce w przyszłym roku. Chodziło o kontrolowane zdetonowanie rzeczywistego zagrożenia, które wisi nad Bronisławem Komorowskim, a dotyczącego jego niewyjaśnionych związków z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Wyprodukowanie takiego dokumentu, nadanie mu waloru wiarygodności przez przypisanie jego autorstwa komisji weryfikacyjnej i sugerowanie, że był on częścią aneksu do raportu WSI, nadaje mu walor wiarygodności. Każda późniejsza próba rozliczenia Bronisława Komorowskiego z kontaktów z WSI będzie postrzegana już przez pryzmat publikacji „Wprost”. Skoro po publikacji prokuratura nie zajęła się ujawnionymi w niej patologiami ze styku polityki i służb, a chce ścigać weryfikatorów, to komunikat jest jasny. Dobry prezydent ofiarą złych weryfikatorów. Mało kto pamięta, że śledztwo w sprawie rzekomego wynoszenia dokumentów z komisji weryfikacyjnej zostało już wiele lat temu umorzone, ponieważ prokuratura nie była w stanie potwierdzić medialnych oskarżeń wobec członków komisji. Wtedy wobec członków wytoczono najcięższe działa, byliśmy inwigilowani przez ABW, CBA, SKW, a pomimo tego nie można było przypisać nam jakiegokolwiek naruszenia prawa.

Ale za trzy tygodnie Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli wezwał prezydenta na przesłuchanie w charakterze świadka w sprawie, która dotyczy rzekomego handlu tajnym aneksem. Tam oskarżonymi są dziennikarz Wojciech Sumliński i były funkcjonariusz WSI płk Aleksander L. Afera marszałkowa z samej nazwy odwołuje się do funkcji, jaką Komorowski pełnił w 2007 roku.

– Pamiętajmy, że jednak Bronisław Komorowski może wykorzystać precedens Aleksandra Kwaśniewskiego i po prostu nie stawić się w sądzie. Szczerze wątpię, aby w takiej sytuacji został ukarany grzywną. Nie wierzę w to, że Bronisław Komorowski stanie przed sądem i w błysku fleszy będzie szczegółowo opowiadał o swoich związkach z WSI. Fakt, że żołnierze WSI odwiedzali Bronisława Komorowskiego jako marszałka Sejmu, że traktowali go jako swojego powiernika, jest bardzo znamienny i koresponduje z tezami publikacji „Wprost”. Byli gotowi popełnić dla niego najcięższe przestępstwa. Obiecywali mu przecież wykradzenie z komisji weryfikacyjnej lub z Kancelarii Prezydenta „ściśle tajnego” aneksu do raportu z WSI. To niezwykłe i niespotykane oddanie.

Ale w jednej i drugiej sprawie kluczowy jest aneks do raportu z likwidacji WSI, rzekome ujawnianie jego fragmentów. A z drugiej strony w Sejmie ma się rozstrzygnąć sprawa komisji śledczej, do czego dążą postkomuniści i Palikot oraz środowiska byłych WSI. Czy materiał „Wprost” ma uzasadnić jej powołanie?

– Z prawnego punktu widzenia nie ma najmniejszych szans, by ta komisja powstała w Sejmie. Treść uchwały ją powołującej jest po prostu niezgodna z Konstytucją, ponieważ komisja miałaby się zajmować badaniem działania organu, który nie podlega kontroli Sejmu. A to jest niezgodne z Ustawą Zasadniczą i wynika to nie tylko z przepisów, ale i z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. Nawet jeśli Sejm przegłosuje powstanie takiej komisji śledczej, to Trybunał Konstytucyjny orzeknie o jej niekonstytucyjności. Materiał „Wprost” jest oczywiście bardzo na rękę środowisku WSI, które mocno lobbuje za powstaniem takiej komisji. Pierwsze czytanie uchwały powołującej komisję, które miało miejsce jeszcze przed sejmowymi wakacjami, pokazało, że osoby, które stoją za tym wnioskiem, nie mają żadnych argumentów popierających jej powołanie. Nie pokazali zupełnie nic, co uzasadniałoby podjęcie przez Sejm takiej decyzji, a samo wystąpienie było po prostu kompromitacją.

Czytając tę publikację, można odnieść wrażenie, że choć jej negatywnym bohaterem jest prezydent, to uwaga przekierowana jest na komisję weryfikacyjną i likwidatorów WSI, którzy mieli szukać haków na ówczesnego marszałka.

– Nie o wszystkim, co zostało opublikowane, mogę mówić. Informacje te były już wcześniej publikowane w różnych mediach – zarówno przed rozwiązaniem WSI, jak i po nim. Są to jedne z wielu przykładów działań, które uzasadniały likwidację WSI. Podejmowanie przez WSI pozaprawnych operacji, inwigilacja opozycji, wpływanie na media, nielegalny handel bronią, a przede wszystkich infiltracja tej struktury przez GRU były działaniami przeciwko wolnej Polsce i dlatego WSI należało uznać za organizację wrogą, niebezpieczną i taką, którą należy skutecznie zlikwidować.

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 20 sierpnia 2014

Autor: mj