Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Brutalny jak ubek

Treść

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Za tydzień zapadnie wyrok w sprawie byłego funkcjonariusza UB Tadeusza Żelazowskiego oskarżonego o brutalne znęcanie się nad harcerzami.

Pion śledczy IPN zażądał dla ubeka trzech lat więzienia. – Wina oskar- żonego została w procesie potwierdzona – argumentuje prok. Edyta Myślewicz z IPN. – Taka kara będzie sprawiedliwa. Dziś oskarżony jest w podeszłym wieku, ale przed laty był bezwzględny i okrutny wobec podejrzanych, młodych ludzi, którym nie dawał szans na przyszłość – dodaje. Oskarżony miałby także pokryć koszty procesu. Oskarżyciel wskazał, że jako były funkcjonariusz UB w stanie spoczynku pobiera 3,3 tys. zł emerytury.

Sprawa dotyczy aresztowania kilkunastu członków młodzieżowej organizacji harcerskiej „Orlęta”. Oskarżenie objęło jednak tylko czyny wobec dwóch zatrzymanych: Janusza Kreta i Kazimierza Grabowskiego. Inni zeznawali jako świadkowie. Instytut Pamięci Narodowej w akcie oskarżenia stwierdził, że „funkcjonariusz UB w trakcie prowadzonego śledztwa w 1952 r. przeciwko Januszowi K. podczas wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchań znęcał się nad nim fizycznie i psychicznie. Tadeusz Ż. bił pokrzywdzonego, uderzając otwartą ręką w ucho, zamykał go w karcerze oraz groził przy użyciu pistoletu”.

Ponadto prokurator oskarża „Tadeusza Ż., iż także w trakcie śledztwa trwającego w okresie od dnia 4.11.1951 r. do dnia 28.11.1952 r. przeciwko Kazimierzowi G. stosował niedozwolone metody śledcze, bijąc pokrzywdzonego po twarzy, kopiąc go po całym ciele, strasząc go, grożąc mu przy użyciu pistoletu oraz obrażając wulgarnymi słowami”. – Był brutalny. Oni chyba specjalnie byli szkoleni. Jak np. klął, to mógł bez zająknięcia się tak przez kilka minut – opowiada Sylwester Stasiak, jeden z zatrzymanych harcerzy. – W czasie przesłuchania powiedziałem, że nic nie będę mówił. On wzywał na pomoc innych ubeków, byłem bity, przesłuchanie trwało do rana – podkreśla. – W grudniu 1944 r. zostałem postrzelony przez „władzę ludową”, chcieli mi przypisać rozpędzenie zebrania ZSMP na Powiślu, ten mój postrzał im pasował, zmuszali mnie do przyznania się do tej akcji – opowiada Stasiak. – Ci aresztowani harcerze i ministranci mieli obalać siłą ustrój Polski Ludowej – tłumaczy pokrzywdzony Kazimierz Grabowski. – Mieliśmy „obalać ustrój” przemocą, a mieliśmy po 15-17 lat – wskazuje na absurdalność zarzutów inna zatrzymana Jadwiga Grudzińska.

Prokurator Myślewicz podkreśla, że Żelazowski zniszczył karierę 17-letniego licealisty i 18-letniego studenta, którzy siedzieli w areszcie. – Wpadli w machinę, z której nie było wyjścia. Pozostały traumatyczne przeżycia. Nie mogli nawet powiedzieć tego, co chcieli, bo ich wyjaśnieniami manipulowano. Proces Tadeusza Ż. przygotowano inaczej – sprawdzono wszystko, co powiedział, pozwolono mu wypowiedzieć się jak najswobodniej – zaznaczyła prokurator. Poszkodowani i świadkowie wskazują, że oskarżony przeciągał proces. – Nie przychodził wtedy, jak byli wyznaczeni świadkowie – mówi Grudzińska. W procesie był przesłuchiwany m.in. prok. Marian R.

Żelazowski nie przyznaje się do winy. Utrzymuje, że nigdy nikogo nie traktował brutalnie, a pokrzywdzonych nie zna i nie prowadził wobec nich śledztwa. Ale w ocenie prokuratury, to linia obrony niepoparta dowodami.

– Z teczki osobowej oskarżonego wynika, że sam zgłosił się do UB, cała jego rodzina cieszyła się względami w UB jako „wyrobiona politycznie”, on sam był kandydatem i członkiem PZPR, a w czasie prowadzenia śledztwa przeciwko „Orlętom” jego naczelnik chwalił go za zaangażowanie w pracy i dobre rozumienie potrzeby walki z elementem antysocjalistycznym. Chwalił go też za pracę nocami. Zarazem naczelnik zauważył, że u Ż. widać objawy zdenerwowania, co przekładało się na to, że swą złość wyładowywał na przesłuchiwanych – wskazuje prokurator.

Obrona nieobecnego w sądzie oskarżonego wniosła o uniewinnienie. – Nie można człowieka starszego, schorowanego skazać za to, co nie zostało mu udowodnione – mówiła mec. Agnieszka Listwan-Lewińska. – Dzisiaj się mówi, że jest stary, że schorowany, wtedy nikt się wobec więźniów takimi rzeczami nie przejmował – podkreśla Stasiak.

W celi razem z harcerzami siedział schorowany, cierpiący na gruźlicę przedwojenny policjant. – Nie zwracali uwagi na to, że on jest chory, że może kogoś zarazić gruźlicą – tłumaczy. – A co z naszą młodością? Nie mogli się ludzie na studia dostać – mówi inna poszkodowana.

Wyrok ma zapaść 7 października. Poszkodowani jednak nie mają dużych nadziei na sprawiedliwość. – Słyszymy, jakie wyroki zapadają w tych sprawach, to trwa prawie dwa lata, dla nas to jest jakaś farsa – stwierdza Grabowski. – Po wyroku na Kociołka, który ma krew na rękach, to czego można się tu spodziewać – zastanawia się Sylwester Stasiak.

Zenon Baranowski
Nasz Dziennik, 1 października 2014

Autor: mj