Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy słabe, gdy trzeba

Treść

Ale dożyliśmy czasów: Niemcy nie są przygotowani do prowadzenia wojny. Tak przynajmniej wynika ze słów minister obrony Ursuli von den Leyen, która powiedziała dziennikowi „Bild”, że Bundeswehra nie jest w stanie spełnić swoich sojuszniczych zobowiązań i przekazać pod dowództwo NATO takich sił, których Sojusz oczekuje. Zaraz też pojawiły się informacje, że uziemiona jest np. ponad połowa ze 100 niemieckich myśliwców, kiepsko jest także ze stanem technicznym czołgów, transporterów opancerzonych, jednostek artyleryjskich i rakietowych. Czyli w razie jakiegoś konfliktu sojusznicy z NATO, w tym Polska, nie mają co liczyć na wsparcie Niemiec, bo Berlin nie ma po prostu czym walczyć.

Gdyby traktować na serio te informacje, to trzeba by stwierdzić, że pierwszy raz od kilkuset lat (wyjąwszy krótkie okresy po przegranych przez Niemcy obu wojnach światowych) nasz zachodni sąsiad jest tak słaby militarnie, że miałby nawet problemy z obroną własnych granic, nie wspominając o pomocy dla sojuszników z NATO. Tylko że do niemieckich informacji trzeba podchodzić z dużą rezerwą. To prawda, że siła Bundeswehry przez ostatnie ponad 20 lat, po upadku ZSRS i Układu Warszawskiego, systematycznie słabła, ale podobnie działo się z armiami innych państw Europy Zachodniej. I choć teraz potencjał niemieckiego wojska stanowi ułamek tego z końca lat 80. XX wieku, to jednak przesadą byłoby twierdzenie, że Niemcy są bezbronni.

To, co mówiła minister von den Leyen czy niemieccy wojskowi i eksperci, to nic innego jak element globalnej polityki Niemiec. Rząd kanclerz Angeli Merkel jest przeciwny wszelkim działaniom ze strony Sojuszu Północnoatlantyckiego, które Rosja mogłaby odczytać jako wymierzone w siebie. Dlatego Berlin nie zgadza się np. na budowanie baz NATO w Polsce, „żeby nie drażnić Putina”. Mówienie zaś teraz o wielkiej słabości Bundeswehry ma przekonać USA i inne kraje Sojuszu do tego, aby zmiękczyli swoje stanowisko wobec Rosji, „bo w razie czego i tak nie będziecie mogli na nas liczyć”. Niem- cy po prostu ani na jotę nie zmienili swojej geopolityki, nieco tylko zmodyfikowali narzędzia jej prowadzenia. Gdy trzeba było, kanclerz Merkel potrafiła pokazać siłę swojego kraju, także militarną. Ale gdy większe efekty może osiągnąć przez okazywanie słabości, nie waha się sięgnąć po taki wybieg. Tak jak to się dzieje teraz.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 1 października 2014

Autor: mj