Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wet za wet

Treść

Radosław Sikorski wycofał się rakiem ze swoich słów (FOT. M. MAREK)
Wiedza o kulisach rządów PO – PSL to żelazny immunitet Radosława Sikorskiego

Rozmowny polityk nie straci stanowiska marszałka Sejmu, przynajmniej na razie. Będzie się jednak musiał mocno gimnastykować, żeby uniknąć zmarginalizowania w partii.

Wszystko przez słynne wypowiedzi dla amerykańskiego portalu Politico. Marszałek opowiadał dziennikarzowi o spotkaniu premiera Donalda Tuska w 2008 r. z ówczesnym premierem Rosji Władimirem Putinem, podczas którego ten ostatni miał zaproponować wspólny rozbiór Ukrainy. Sikorski wycofał się potem rakiem ze swoich słów, ale temat nie został zamknięty, choć politycy PO przekonują, że „sprawy już nie ma”. Tak wyrażał się minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, to samo mówił szef Klubu Parlamentarnego PO Rafał Grupiński oraz inni posłowie i senatorowie. Również prezydent Bronisław Komorowski starał się osłabiać wymowę wywiadu Sikorskiego. A wczoraj w radiu TOK FM sam Tusk stwierdził, że żadnej takiej propozycji ze strony Putina nie było podczas żadnego z ich spotkań, więc oświadczenie Sikorskiego – jego zdaniem – też kończy sprawę. Mleko się jednak rozlało i amerykański artykuł na pewno zaciąży na politycznej przyszłości byłego ministra. Niewiele zresztą brakowało, a jego kariera już zostałaby przerwana.

Kopacz żąda dymisji

Gdyby zależało to tylko od premier Ewy Kopacz, to Sikorski już teraz złożyłby dymisję z funkcji marszałka Sejmu. Kopacz nie jest oczywiście na tyle silna, aby mogła sama do tego zmusić byłego szefa MSZ, ale próbowała zyskać w tej materii poparcie Donalda Tuska, który wciąż jeszcze jest szefem PO. Mógłby więc zwołać zarząd partii, który cofnąłby marszałkowi poparcie, i Sikorski musiałby ustąpić ze stanowiska. Premier nie przekonała jednak swojego poprzednika. – Ewa Kopacz zareagowała na to wszystko bardzo emocjonalnie, a Tusk ocenił rzecz na chłodno, chociaż i jemu też skoczyło ciśnienie, jak na jaw wyszły rewelacje Sikorskiego. Jednak uznał, że ani jemu, ani naszej partii nie opłaca się odwołanie Sikorskiego, tylko jak najszybsze wygaszenie tej afery – mówi nam jeden z posłów PO. – A na ukaranie marszałka przyjdzie jeszcze czas – dodaje.

Z rozmów, jakie przeprowadziliśmy z politykami PO, wynika, że Ewa Kopacz próbowała wykorzystać sprawę Sikorskiego do wewnątrzpartyjnych rozgrywek. Gdyby bowiem postawiła na swoim i przy akceptacji Tuska odwołała marszałka Sejmu, bądź co bądź drugą osobę w państwie, znacznie wzmocniłaby swoją pozycję w PO, pokazałaby, „kto tu rządzi”. Tylko że kalkulacje Tuska szły innym torem. 1 grudnia przejmie on stery przewodniczenia Radzie Europejskiej i wolałby, aby europejskie media nie rozpisywały się za bardzo o jego działalności na fotelu szefa polskiego rządu. – Tymczasem istniało ryzyko, że upokorzony i ośmieszony do cna Sikorski, po utracie fotela marszałka Sejmu, mógłby pałać żądzą zemsty. I zacząłby sobie „przypominać” w wywiadach różne niewygodne dla Donalda Tuska fakty z przeszłości, które mogłyby byłego premiera skompromitować, a przynajmniej mocno nadszarpnąć jego reputację – twierdzi senator PO. Jak dodaje, mogłyby to być również bomby, które zaszkodziłyby też samej Platformie. Sikorski wie przecież bardzo dużo o kulisach rządów koalicji PO – PSL i gdyby się tymi informacjami podzielił z opinią publiczną, wybuchłaby niejedna afera o ogromnej sile rażenia, grożąca wyborczą klęską. Z podobnych powodów sprawę marszałka Sejmu stara się też łagodzić prezydent Bronisław Komorowski.

Pewien wpływ na decyzję Tuska miał też wniosek o odwołanie marszałka Sikorskiego złożony przez PiS. Bo były premier nie chciał po prostu, aby powstało wrażenie, że Sikorski jest odwoływany na wniosek opozycji. Poseł Antoni Mężydło (PO) wyjaśniał, że wymiana marszałka Sejmu nie leży teraz w interesie politycznym Platformy, bo wkrótce są wybory samorządowe i taka operacja mogłaby zaszkodzić wizerunkowi partii.

Operacja: marginalizacja

Nie oznacza to jednak, że Sikorski może spać spokojnie. Jeśli PO przegra wybory samorządowe z PiS (chodzi o głosowanie do sejmików i wybory w niektórych dużych miastach), za jednego z „winowajców” zostanie uznany na pewno marszałek Sejmu. Ale już teraz widać, że niemal w jednej chwili Sikorski stracił dotychczasową pozycję w PO. Co prawda nie zbudował wokół siebie żadnej frakcji, ale cieszył się sporą popularnością wśród wielu działaczy i członków Platformy, co pozwalało mu myśleć realnie o odgrywaniu istotnej roli w partii. Teraz to grono zwolenników znacznie się skurczyło.

Co więcej, koledzy partyjni Sikorskiego są przekonani, że marszałek może się już pożegnać z „jedynką” w swoim okręgu podczas przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. – Nie wykluczam, że wyląduje na jednym z dalszych miejsc, np. trzecim albo piątym – mówi nam osoba z władz krajowych Platformy. – Pewnie z tego miejsca i tak zdobędzie mandat, ale to jednak byłoby dla ambitnego Sikorskiego upokorzenie. A może być i tak, że dostanie ofertę nie do odrzucenia: start do Senatu. Dla takiego polityka byłoby to jak zesłanie – dodaje nasz rozmówca.

W najmniej korzystnym – dla marszałka Sejmu – scenariuszu może dojść nawet do „wypchnięcia” go z PO. Tusk bowiem na pewno nie zapomni Sikorskiemu tego, w jakie kłopoty go wpędził. A we władzach partii jest wiele osób, przy pomocy których „prezydent Europy” pozbywał się w przeszłości swoich rywali politycznych – ostatnio choćby Jarosława Gowina – i oni doskonale wiedzą, jak takie manewry się przeprowadza. – Aparat partyjny jest skuteczny w takich przypadkach i może wypchnąć marszałka poza PO. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby za jakiś czas Radosław Sikorski ogłosił rozbrat z czynną polityką i wylądował w jakimś zachodnim, najpewniej amerykańskim, think tanku – relacjonuje senator Platformy.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 25 października 2014

Autor: mj